Nie czuję ziemi, nie czuję ścian, nie czuję nic.
Jestem wciąż w powietrzu, spadam a otchłań wydaje się nie mieć końca.
Próbuję chwycić cokolwiek co by mnie zatrzymało, ponieważ chcę się zatrzymać, chcę mieć pod stopami fundamenty, pragnę znaleźć choć na trochę miejsce w którym będę czuła się bezpiecznie.
Przez całą tę podróż miotają mną zmienne uczucia. Niezrozumiałe.
Czuję pustkę, która pojawiła się tak nagle, że aż chwilami ból staje się niewyobrażalnie silny.
Czuję smutek, który przypomina mi o wszystkich głupich błahostkach w które nie powinnam wierzyć nawet przez chwilę.
Czuję żal, do siebie bo okazałam się być o wiele bardziej głupia niż myślałam, że jestem.
Te wszystkie małe rzeczy, z których nie tak dawno zaczęłam się tak bardzo cieszyć, które sprawiały iż byłam choć na chwilę szczęśliwa... Teraz są każdym sztyletem który wbija mi się w pierś, prosto w serce sprawiając, iż ono umiera. Czernieje i twardnieje aż w końcu zastyga pozostając twarde niczym niezniszczalna skała.
Mijają dni i tygodnie, a ja wciąż trwam w nicości, przepaści która nie ma końca.
Pozwalam by ból pochłonął mnie całą, tworzę wokół siebie mur, w obawie przed kolejnym zawiedzeniem się.
Wokół mnie zaczynają krążyć moi znajomi, moja Mama, Siostra, moi przyjaciele. Każdy z nich próbuje mnie chwycić, jednak ja za każdym razem odsuwam się jak najdalej od nich. Tylko raz ujrzałam Jego gdzieś dalej, stojącego i przyglądającego się temu wszystkiemu.
Tylko raz.
Już więcej nie potrafiłam go ujrzeć.
Moje serce było coraz twardsze, coraz bardziej czarne.
Zamknęłam oczy.
Przestałam słuchać nawoływań, przestałam uciekać.
Powoli się poddawałam.
Chciałam z tym skończyć.
Nagle, ni zowąd poczułam jak ktoś szybkim ruchem chwyta mnie za ramię i ciągnie w swoją stronę.
Bałam się otworzyć oczy, nadzieja że znów On stoi przede mną była niewielka. Jednak wciąż była.
Nabrałam powietrza do płuc, i kiedy wypuściłam spokojnie powietrze przez nos, odważyłam się otworzyć oczy
Dotyk, który czułam na ramieniu nie był już taki chłodny jaki czułam zawsze przy Nim.Ten był zupełnie inny, był ciepły i czuły. Przed sobą miałam kogoś, kogo praktycznie nie znałam. Patrzył mi prosto w oczy z lekkim uśmiechem na twarzy. Puścił moje ramie, pozwalając mi na podjęcie decyzji.
On doskonale wiedział jak bardzo ważna była dla mnie ta decyzja, a przynajmniej jaka miała być.
Miałam zdecydować: zrobić krok do tyłu i powrócić do nigdy nie kończącej się przepaści, albo pozostać z Nim. On miał być moim ratunkiem, moim schronieniem, moją sferą bezpieczeństwa.
Marszczę czoło, czując jak moje serce zaczyna drżeć. Czuję jak po moim ciele rozpływa się chęć wydostania z wszystkich komórek swoich uczuć, swojej złości, smutku, żalu i nieszczęścia. Mój oddech przyśpiesza, zaczynam oddychać tak, jakbym właśnie zaczynała zanosić się płaczem. Robię to, choć tego nie chcę, nie przed Nim... Jednak wciąż to robię. Znowu powoli się gubię, czuję się tak, jakbym znów dryfowała w otchłani, jednak pod stopami wciąż czuję grunt. Upadam na kolana i zakrywam twarz dłońmi nie mogąc znieść Jego wyrazu twarzy.
On wciąż stał przede mną i przyglądał się mojemu zachowaniu.
"Nie chcę, nie chcę, nie chcę..." Zaczynam krzyczeć szlochając jednocześnie.
Słyszę jak On również klęczy, i dotyka niepewnie dłońmi moich ramion. Słyszę jak nawołuje moje imię, choć tak naprawdę jeszcze go nie zna.
"Pozwól mi być tym, kim chcesz, bym był" słyszę, i czuję jak przybliża się do mnie. Odsuwam z twarzy dłonie i kieruję zapłakany wzrok na Jego. W jego niebieskich oczach mogę ujrzeć odcień ciepłego błękitu który zawsze się pojawiał gdy mówił szczerze, kiedy patrzył na osobę na której mu zależy. Patrzył na mnie.
Wtuliłam się w Jego klatkę piersiową i płakałam do momentu, kiedy płacz przestawał przypominać płacz, kiedy płaczliwy głos bardziej przypominał głos powracający do normalnego funkcjonowania a czarne, twarde serce powoli zaczynało znów zmieniać się w tętniącą, krwistą czerwień i miękki jedwab.
Dokonałam wyboru. Zostałam.
Zyskałam drugą szansę, zyskałam grunt pod nogami, zyskałam poczucie bezpieczeństwa.
Zyskałam pewność, że po coś jednak tu jestem.
Zyskałam Ciebie.
Diana
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz